Welcome to America

Data: 24/02/2025

Welcome to America

Idąc na „Brutalistę” spodziewałam się rozmów o pięknie i sztuce, takich jakie można było usłyszeć w „Śmierci w Wenecji” Luchino Viscontiego. Kiedy nadeszła scena, w której dwaj główni bohaterowie wybierają marmur do budowy świątyni, przypomniała mi się „Tancerka” Ivana Meštrovića i jego słowa: „Takie mam uczucie, że moje najpiękniejsze rzeźby zostaną – przynajmniej przeze mnie – nieodkryte w skałach stoków górskich, i że na nich będą odpoczywały orły, oglądając i mierząc wyżynę, przez którą docierają promienie słoneczne, dające życie i wołające do siebie; ja zaś z górnych warstew, rozpalonych przez słońce i rozgryzionych przez burze i czas, krajałem i przygotowywałem tylko makiety dla właściwych podobizn w blokach wielkich…”. * Tymczasem „Brutalista” to nie jest film na miarę „Śmierci w Wenecji” ani innych poetycko-filozoficznych rozważań. Nie jest też Ameryką z ostatniego obrazu Pedro Almodóvara. Życie aż tak piękne nie jest, a tytułowym Brutalistą jest raczej amerykański biznesmen kreujący się na konesera sztuki i filantropa.

Tyle o zaskoczeniach. Branża filmowa uznała „Brutalistę” za film Oscarowy. Świetne są zdjęcia, aktorstwo jest dobre, Adrien Brody został doskonale obsadzony. Przeżycia estetyczne chodzą swoimi drogami. W „Rzeczpospolitej” przeczytałam, że film niesie sporo uproszczeń. To mi akurat najmniej przeszkadzało, choć też odniosłam wrażenie, że scenariusz jest jego najsłabszą stroną; chaotycznie powiązane wątki, zwłaszcza  zwrot akcji w drugiej części filmu sprawiły, że z seansu wyszłam jednak rozczarowana.

*Cytat z katalogu towarzyszącego wystawie „Adriatycka epopeja. Ivan Meštrović”. Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie, 2017 rok.

 Czytaj też:

Smutna tancerka Ivan Meštrovića

#Zostańwdomu i oglądaj taniec