Niezwykłe losy Marii Krzyszkowskiej

Data: 11/04/2017, tygodnik Polityka

Niezwykłe losy Marii Krzyszkowskiej

Prestiżowy tytuł primabaleriny – pierwszej tancerki w zespole – otrzymała 70 lat temu z rąk Juliana Tuwima, wówczas kierownika artystycznego Teatru Nowego w Warszawie. Bez medialnego szumu i oficjalnej ceremonii. Po prostu zapisano to w papierach. Może na wyrost, ale takie były powojenne czasy.

Teatr mieścił się w wyremontowanych pomieszczeniach dawnego kina przy ulicy Puławskiej 39. Próby odbywały się w szatni, za drążek baletowy służył blat, na którym kładło się płaszcze. Podłoga była śliska, a o kalafonii (żywica antypoślizgowa – red.) nie było co marzyć. Tańczyło się głównie numery typu estradowego. A jednak na otwarcie sezonu, 24 października 1947 r., Krzyszkowska wystąpiła w „Tańcu hiszpańskim” w „Weselu Figara” w opracowaniu muzycznym Tadeusza Sygietyńskiego. Potem w króciutkiej paczce i na pointach rewelacyjnie kręciła piruety w „Zemście nietoperza” Johanna Straussa. Po tych występach prasa jednogłośnie orzekła, że „primabalerina Krzyszkowska całkowicie zasługuje na swój tytuł”. Największe sukcesy miała jednak ciągle przed sobą.

Pełna treść artykułu na tygodnik Polityka Czytaj całość