Data: 10/03/2020
„Sen nocy letniej” na scenach baletowych rozsławiły choreografie George’a Balanchine’a (Nowy Jork, 1962 rok), Fredericka Ashtona (Londyn, 1964 rok) i Johna Neumeiera (Hamburg, 1977 rok). Choć warto w tym miejscu wspomnieć, że pierwsze wersje powstały już w 1798 roku w Monachium i w 1845 roku w Teatro alla Scala w Mediolanie.
Dramaturgiczny potencjał, szybkie zmiany akcji, romantycznie przenikające się światy (arystokratyczny, fantastyczny, ludowy), miłość z przeszkodami – to elementy wciąż prowokujące do mierzenia się z talentem genialnego Anglika. Także z muzyką Mendelssohna, cytując autora choreografii, „nieodparcie przywodzącą na myśl tańczące w świetle księżyca wróżki i elfy” – napisałam w programie Opery Bałtyckiej wydanym z okazji premiery „Snu nocy letniej” w choreografii Graya Veredona. Do tekstu zakradł się wprawdzie mały chochlik redaktorski i w wydrukowanej wersji zasugerowano mierzenie się „z talentem genialnego Nowozelandczyka” (o czym dowiedziałam się mając już w ręku program), ale mi tym razem chodziło o mierzenie się z talentem Szekspira przez – urodzonego w Nowej Zelandii – Graya Veredona, który poniekąd zmierzył się też ze swoimi wcześniejszymi realizacjami „Snu…”.
Gray Veredon jest cenionym na świecie choreografem, absolwentem The Royal Ballet School w Londynie, występował na scenie Royal Opera House i w Stuttgarter Ballett, kiedy kierował nim słynny John Cranko. W latach 1982-84 był dyrektorem artystycznym zespołu baletowego Opery w Lyonie. Współpracował z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, jego spektakle wystawiane były w Waszyngtonie, Berlinie, w Australii i Nowej Zelandii, gdzie się urodził i zaczął tańczyć. Polskę odwiedził już wielokrotnie. „Ziemia obiecana” – jeden z najlepszych spektakli baletowych na naszych scenach – jest jego dziełem, cieszy się niesłabnącą popularnością i utrzymuje w repertuarze łódzkiego zespołu baletowego od 1999 roku.
- „Pewnego razu w Atenach”, Balet „Sen nocy letniej”, Opera Bałtycka w Gdańsku
Prapremierowa choreografia powstała w Lyonie w 1984 roku. Polska premiera odbyła się rok później w Teatrze Wielkim w Łodzi. Jedyna recenzja, jaką udało mi się odnaleźć pochodzi z 2007 roku i dotyczy przedstawienia z Teatru Wielkiego w Poznaniu.
W Gdańsku choreograf podążył podobnym klasyczno-romantycznym tropem. Nie stworzył ani wersji „hardkorowej”, ani erotyczno-tęczowej (o takim odczytaniu sztuki Szekspira jest mowa w innym tekście zamieszczonym w programie autorstwa Mike’a Urbaniaka). Świetnie zmierzył się z muzyką Mendelssohna. Duże brawa należą się orkiestrze Opery Bałtyckiej pod batutą Anny Duczmal-Mróz i chórowi żeńskiemu, który przygotowała Agnieszka Długołęcka. Stworzył kilka ujmujących duetów i solówek, choć jeśli chodzi o stopień trudności technicznych, poprzeczka wyżej została ustawiona przez Balanchine’a, Ashtona i Neumeiera. Szekspira potraktował dość powierzchownie. I nie chodzi tu o to, że zrezygnował z kilku istotnych wątków i bohaterów. Do takich zabiegów w baletach jesteśmy przyzwyczajeni. Nawiasem mówiąc, moją ulubioną interpretacją „Snu nocy letniej” jest „Seks nocy letniej”, genialna komedia Woody Allena, pozbawiona oryginalnych dialogów, a i tak znakomicie oddająca sens sztuki i zanurzona w jej klimacie. W choreografii Graya Veredona jest nastrój „Snu nocy letniej”, także dzięki scenografii Katarzyny Zawistowskiej, kostiumom Zuzanny Markiewicz i animacjom Mateusza Kozłowskiego, ale nie jest to balet o różnych obliczach miłości, ukrytych pragnieniach i przypadkowości miłosnych wyborów. W duchu Szekspira są sceny z udziałem rzemieślników; wątek Tytanii i Spodka domaga się jednak mniej symbolicznego ujęcia. Ciekawie dramaturgicznie i choreograficznie została zbudowana postać Puka. Tę rolę choreograf powierzył tancerce (w premierze wystąpiła Sayaka Haruna-Kondracka), której sylwetka i ruchy bardziej skojarzyły mi się z tańcami hinduskimi (artyście bliski jest taniec Chhau) niż z dotychczas przyjętym wizerunkiem psotliwego, leśnego chochlika. Jest to jeden z oryginalnych elementów tego spektaklu. Poza wprowadzoną przez choreografa nową postacią Bratka – rozpylającą miłosny eliksir wróżką, przyczyniającą się do zintensyfikowania magicznego nastroju, i sceną z tortem weselnym – do całości spektaklu pasującą jak „kwiatek do kożucha”, ale jako przerywnik nawet dość zabawną.
Moich uwag proszę nie brać sobie do serca. Skłamałabym pisząc, że obejrzałam nowatorski balet i doskonałą baletową interpretację sztuki genialnego Anglika, ale jest to wersja, którą warto poznać. Zapewniam, że nie będzie to stracony czas. Ja spędziłam bardzo miły wieczór.
Najbliższe przedstawienia planowane są 13, 14 i 15 marca. A potem 9 i 10 maja. Mam nadzieję, że nie zostaną odwołane. Wszystko się może wydarzyć. Właśnie otrzymałam wiadomość, że jutro nie odbędzie się premiera z Expressem „Greka Zorby” w Teatrze Wielkim w Łodzi.