Data: 12/06/2018
I znowu szumne zapowiedzi, tym razem towarzyszące premierze opery „Carmen” Bizeta w reżyserii Andrzeja Chyry, zostały skonfrontowane z tym, co pokazano na scenie. Reżyser miał stworzyć „Carmen” XXI w. – prowokować, stawiać trudne pytania, sięgać do zaskakujących rozwiązań interpretacyjnych. Tymczasem powstało dzieło zdominowane przez złą scenografię (Barbara Hanicka) i kiczowate kostiumy (Magdalena Maciejewska).
Taniec z pomarańczą
Libretto „Carmen” nie jest skomplikowane. Maja Plisiecka, kiedy zdecydowała się na wystawienie „Carmen-suity”, w choreografii Alberto Alonso w Teatrze Bolszoj w Moskwie, zapisała je w kilku słowach: „Carmen, José, kwiat, miłość, torreador, zazdrość, karty, nóż, śmierć”. Warszawska operowa inscenizacja kojarzyć się będzie z latawcem i skrzydłami ważniejszymi od róży, którymi Carmen (Rinat Shaham) rzuca w jednej z pierwszych scen. Także z pijaną Micaëlą (dobra wokalnie Ewa Tracz), wózkiem dziecięcym, który nie wiadomo po co ciągnie za sobą Escamillo (Mariusz Godlewski), pedicurem i tańcem z pomarańczą – elementami, które w żaden sposób nie przyczyniły się do pogłębienia portretu psychologicznego postaci. Ruch sceniczny został mocno ograniczony przez olbrzymią metalową konstrukcję w kształcie podobnym do areny; sceny zbiorowe w pierwszym akcie („zasługa” kostiumów) były wulgarne, a w drugim nijakie. Wykonawczyni roli Carmen miała problemy nie tylko ze śpiewem (szczegółowo omawiają tę kwestię Szymon Żuchowski i Gniewomir Zajączkowski w „Kulturze Liberalnej”, pisząc jednocześnie, że lepiej wypadła, w drugiej obsadzie, Monika Ledzion-Porczyńska), ale także ze zwykłym scenicznym chodem. A wspomniany powyżej „taniec z pomarańczą”, w scenie uwodzenia Don Joségo (Leonardo Capalbo), był jedynie niezręcznym i mało efektownym wygibasem na kanapie. W tym sensie szkoda, że śpiewaków w ruchu scenicznym nie wspomagał zespół baletowy. Nie dodano też, mimo zapowiedzianej w programie choreografii Jacka Przybyłowicza, ani jednej sceny prawdziwie tanecznej. Dlatego polecam „Carmen” w reżyserii Herberta von Karajana z udziałem Grace Bumbry, Mirelli Freni, Jona Vickersa i Justina Diaza. W drugim akcie została dodana sześciominutowa scena taneczna w wykonaniu Mariemmy i Ballet de España. A i sceny zbiorowe zbudowano znacznie ciekawiej. Wersja jest dostępna na DVD. Na przykład w sklepie ROH. Nie przekonała mnie też ostatnia scena. Pomysł z projekcją mogłabym uznać za ciekawy i oryginalny, ale podobnie jak scenografia i kostiumy zabieg ten rozpraszał jedynie uwagę i popsuł nastrój finału.