Data: 08/04/2016
Joanna Brych: Porozmawiajmy o „Burzy": podczas konferencji prasowej odniosłam wrażenie – być może mylne – że bliższy od Prospera jest Panu Caliban...
Krzysztof Pastor: To nie jest całkowicie mylne wrażenie. Jakiś czas temu powiedziałem, że ja też kiedyś byłem Calibanem – wyjeżdżając z Polski wiele lat temu, nie potrafiłem sprawnie posługiwać się językami obcymi. Być może moi rozmówcy uważali, że coś bełkoczę. Szekspir z jednej strony przedstawia Calibana jako nieokrzesanego dzikusa, co wynikało pośrednio z obowiązującej wówczas konwencji i zainteresowań publiczności. Z drugiej strony stara się go jednak usprawiedliwić. Nie jestem szekspirologiem. Mogę się mylić, ale taka jest moja interpretacja. Uważam, że Prospero ostateczenie zdaje sobie sprawę, że źle traktował Calibana, zniewolił go i zabrał mu wyspę.
Ale przecież Caliban próbował zgwałcić jego córkę Mirandę.
Starałem się zrozumieć to, co naprawdę pomiędzy nimi zaszło. Widzę to trochę inaczej. Caliban był Mirandą zafascynowany. Razem dorastali. Miranda zastępowała mu matkę, była jego przyjaciółką. W którymś momencie posunął się o krok za daleko.
Co w takim razie zobaczymy w sobotę: intrygę polityczną, dramat ludzki czy historię miłosną?
„Burza" jest dramatem wielowątkowym. Znacznie trudniejszym interpretacyjnie od chociażby „Romea i Julii". Istotnym dla mnie wątkiem jest kwestia kolonizacji, przejęcia władzy nad wyspą przez Prospera. Ten akcent został przeze mnie wyraźnie podkreślony. Starałem się też pokazać ból ojca, który traci nie tylko córkę, ale i sprzymierzeńca politycznego. Przecież Ferdinand jest synem jego wroga! Do rozstrzygnięcia pozostanie też kwestia intencji Mirandy: czym się kierowała; czy aby nie jest to miłość z wyrachowania? I wreszcie rozterki Prospera, który pozbywa się magicznej mocy i zaczyna zdawać sobie sprawę z popełnionych błędów.
A kto będzie głównym bohaterem spektaklu?
Wszyscy tancerze. Zarówno soliści, jak i cały zespół.
Czy to oznacza, że na scenie pojawią się wszystkie osoby dramatu?
Prawie. Swoją uwagę skoncentrowałem na postaciach Prospera, Calibana, Mirandy, Ferdinanda, Trinculo, Stephano i Ariela. Zdecydowałem się nie wprowadzać na scenę króla Neapolu Alonso i jego doradcy Gonzalo. Usunąłem też Antonia i Sebastiana. Moim autorskim pomysłem jest natomiast dodanie plemienia Calibana.
Teraz pretekst do wystawienia „Burzy" jest jasny. W kwietniu mija 400 lat od śmierci Williama Szekspira. Pierwsza wersja w wykonaniu Het Nationale Ballet w Amsterdamie powstała jednak w 2014 roku. Co Pana wówczas zainspirowało?
To jest bardzo dobre pytanie. Marzeniem każdego chyba choreografa jest wystawienie „Romea i Julii". Więc kiedy kilka lat temu Ashley Page (dyrektor artystyczny Scottish Ballet w latach 2002-12 – przyp. red.) zapytał mnie, co chciałbym u nich zrealizować, wybór wydawał się oczywisty. Trochę inaczej było z „Burzą". Ten balet jest wynikiem przemyślanej decyzji. Nie tylko mojej, ale również artystów ze mną współpracujących. Mam tu na myśli przede wszystkim holenderskiego dramaturga Willema Brulsa oraz Shirin Neshat i Shoję Azariego, irańskich twórców uważanych za jednych z najwybitniejszych artystów wizualnych naszych czasów, którzy mieszkają w Nowym Jorku. Kiedy zobaczyłem w Amsterdamie wystawę zdjęć Shirin, poczułem, że chciałbym z nią pracować. Spotkaliśmy się po raz pierwszy w Wenecji. Shirin odbierała tam Srebrnego Lwa za film Kobiety bez mężczyzn. Zaczęliśmy rozmawiać. Zrozumiałem wtedy, że wolałaby zrobić coś niezwiązanego z Bliskim Wschodem, a raczej z kulturą europejską czy też szerzej – zachodnią. Nad spektaklem pracowaliśmy jeszcze m.in. z francuskim scenografem i reżyserem świateł Jeanem Kalmanem, brytyjską kostiumografką Tatyaną van Walsum, zaprosiliśmy również do współpracy irańskiego wirtuoza bębna daf Abbasa Bakhtiariego, który w przedstawieniu nie tylko gra na instrumencie, ale również kreuje rolę Starego Prospera. Stanowimy więc międzynarodowy team. „Burza", której akcja dzieje się gdzieś na bezludnej wyspie była poniekąd naturalnym, aczkolwiek bardzo świadomym wyborem.
Od czego zaczęliście pracę nad amsterdamską wersją?
„Burza" jest dramatem wielowarstwowym. Fascynującym, ale niełatwym do przeniesienia na język tańca. W 2014 roku musieliśmy zacząć od analizy tekstu. Pomógł nam w tym dramaturg. Oglądaliśmy też inne wersje, nie tylko baletowe. Także teatralne. Dużo rozmawialiśmy. Wyzwaniem było znalezienie konkluzji. Zrozumienie epilogu.
A teraz?
Wtedy zaczynaliśmy od zera. Pracując nad nową wersją zacząłem od analizy własnego przedstawienia. W szczególności błędów, tych dramaturgicznych i choreograficznych. Wyciągnąłem pewne wnioski. Stąd wzięła się przebudowa libretta i wprowadzenie pięciu fragmentów tekstu mówionego.
Najważniejsza w balecie jest choreografia...
W tej warstwie również nastąpiły zmiany. Uwielbiam taniec na pointach. Często się nim posługuję, ale tym razem stwarzały one pewną psychologiczną barierę. A ja chciałem swój balet osadzić bardziej w naturze. Dlatego jedynie Miranda będzie tańczyć na pointach. Jest to zasadnicza różnica w porównaniu z wersją w wykonaniu holenderskich tancerzy. Ruch staje się cięższy, jest bliżej ziemi. Wydaje mi się, że w ten sposób moja „Burza" zyskuje na wiarygodności. Przebudowałem też linię tańców zespołowych i zdecydowałem się na wprowadzenie elementów improwizacji.
W sztuce Szekspira jest dużo muzyki: poważnej, dziwnej, uroczystej, słodkiej, pięknej. A jak będzie w balecie Krzysztofa Pastora?
Podobnie. Zależało mi, aby żywioł muzyki i ruchu wzajemnie na siebie oddziaływały. Dlatego ważnym elementem będzie tradycyjna muzyka irańska, improwizowana przez Abbasa Bakhtiariego. Wykorzystałem też barokowe utwory angielskich mistrzów XVI i XVII wieku: Henry’ego Purcella, Roberta Johnsona i Matthew Locke’a. Zaś w celu przełamania elegancji i dworskości ich muzyki użyłem pełnych zgrzytów i dysonansu kompozycji współczesnego holenderskiego kompozytora, Michela van der Aa.
Czy może już Pan zdradzić kto wystąpi w premierowym przedstawieniu?
Tak. W roli Mirandy wystąpi Yuka Ebihara, Ferdinanda – Maksim Woitiul. Calibana zatańczy Paweł Koncewoj. W rolę młodego Prospera wcieli się Vladimir Yaroshenko, Stephano – Bartosz Zyśk, zaś Trinculo – Kurusz Wojeński.
Brakuje mi Ariela.
Premierowym Arielem będzie Patryk Walczak. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolony z całej obsady. Stopień zaangażowania całego zespołu podczas prób był niesamowity, a to dodaje energii.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa ukazała się w taniecPOLSKA.pl 8 kwietnia 2016.