Data: 19/05/2019
Trochę się będę powtarzała, ale to już trzecia „Sylfida” stworzona na podstawie choreografii Augusta Bournonville’a, którą obejrzałam w tym sezonie.
Prapremiera baletu odbyła się w Paryżu w 1832 r. Twórcą choreografii był Filippo Taglioni, a w tytułowej roli wystąpiła jego córka – Maria. Spektaklem zachwycił się August Bournonville, duński tancerz i choreograf. Ponieważ tantiemy za przekazanie praw do wykonywania baletu Taglioniego okazały się za wysokie, cztery lata później, stworzył własną choreografię i do nowej muzyki Hermana Løvenskiolda (w paryskiej wersji obowiązywała muzyka Jeana Schneitzhoerfera), która przetrwała do dzisiaj.
W Teatrze Wielkim w Łodzi – w ramach 25. Łódzkich Spotkań Baletowych – zaprezentowano realizację opracowaną przez Paula Chalmera w wykonaniu Balletto del Teatro dell’ Opera di Roma. Niestety ani w programie ŁSB, ani w materiałach znajdujących się na stronie Opery w Rzymie nie poinformowano, kiedy powstała ta realizacja. Ale za to wspomina się o innych wersjach, na przykład uwspółcześnionej adaptacji Mainy Gielgud z 2013 r. Odbyły się dwa przedstawienia (16 i 17 maja) – obejrzałam drugie, piątkowe.
Pierwszy akt przypominał streszczenie „Sylfidy”, bryk baletowy dla uczniów i studentów. Wytłumaczeniem może być jedynie słuszny skądinąd slogan promocyjny teatru „Studencie, nie bój się klasyki!”. A na poważnie, lepiej zarysowany dylemat Jamesa – wątek polegający na jego rozdarciu pomiędzy uczuciem do Sylfidy i poczuciem obowiązku w stosunku do narzeczonej, pogoni za marzeniem – pomógłby w głębszej percepcji romantycznego baletu. Sylfida była przyziemna (zamiast eteryczna), Effie prawie niezauważalna, Gurn wyraźnie zmęczył się swoją wariacją. Najlepiej zatańczył odtwórca roli Jamesa – był precyzyjny, młodzieńczy, naturalny, romantyczny. Drugi (leśny) akt wypadł zdecydowanie lepiej. Sylfida odzyskała lekkość ruchów; zespół tańczył w klimacie z epoki. Ale nie było to przedstawienie z najwyższej półki wykonawczej. Nawiasem mówiąc, po raz pierwszy oglądałam spektakl bez wkładki obsadowej – nazwiska występujących artystów nie zostały przez organizatorów podane, nie odesłano też (chociażby linkiem) do strony internetowej zaproszonego zespołu.
Dobrze, że tytuł pojawił się na polskiej scenie. Cieszę się, że wzbudził ciekawość szkół baletowych. Zawsze się dziwię, że nie są zainteresowane przeglądem baletowej klasyki i współczesnego repertuaru, który od wielu sezonów gwarantuje cykl transmisji „Bolshoi Ballet Live”. Ale może o czymś nie wiem i są na przykład organizowane wycieczki do Moskwy? To byłoby jakieś usprawiedliwienie nieobecności.
Tekst ukazał się na blogu POLITYKI 19 maja 2019 r.